Zjednoczone Emiraty Arabskie to federacja siedmiu emiratów. Siedmiu! Bo Emiraty to nie tylko Dubaj, który przecież nie jest nawet stolicą państwa. Jest nią Abu Zabi – największy i najbogatszy emirat ze wszystkich. Cała powierzchnia ZEA stanowi w przybliżeniu 1/4 terytorium Polski, a zamieszkuje ją ok. 9,5 mln osób[1]. Warto zaznaczyć, że większość populacji stanowi ludność napływowa, w tym migranci zarobkowi z różnych części świata. Emiraty położone są nad Zatoką Perską i graniczą z Arabią Saudyjską oraz Omanem. Usytuowanie w pobliżu cieśniny Ormuz stanowiło przyczynę, dla której te tereny zawsze cieszyły się zainteresowanie obcych mocarstw.
Jak to się zaczęło
Zjednoczone Emiraty Arabskie są młodym krajem, z niespełna 40-letnią historią. W 1971 sześć emiratów – Abu Zabi, Dubaj, Adżman, Umm Al-Kajwajn, Szardża, Fudżajra – podpisało porozumienie o utworzeniu federacji. Po kilku miesiącach dołączyła też Ras Al-Chajma, nadając ostateczny kształt federacji. Wcześniej tereny te znajdowały się pod dominacją brytyjską. Jednym z głównych czynników, który popchnął je w kierunku integracji, było rozpoczęcie wydobycia ropy naftowej. Lokalni emirowie chcieli się zjednoczyć, by lepiej dbać o swoje energetyczne interesy. Na czele państwa stanęli przywódcy dwóch najsilniejszych emiratów – prezydentem został emir Abu Zabi z rodziny An-Nahyan, a premierem emir Dubaju z rodziny Al-Maktoum. Taki podział władzy funkcjonuje do dziś. W pozostałych emiratach też rządzą niezależni monarchowie – np. Saud ibn Sakr Al-Kasimi w Ras Al-Chajmie. Pod nadzór centralny podlega polityka zagraniczna, obronność, bezpieczeństwo i zdrowie publiczne, co oznacza, że emirowie mają wolną rękę, np. co do określania kierunków rozwoju gospodarczego.
Nie tylko petrodolary
Poszczególne emiraty są między sobą bardzo zróżnicowane. Abu Zabi zajmuje 86% powierzchni kraju i skupia 40% całej siły roboczej. Powierzchnia emiratu Umm Al-Kajwajn natomiast wynosi tyle, ile średniego powiatu w Polsce (np. namysłowskiego). Ta sytuacja znajduje oczywiście swoje odzwierciedlenie w potencjale gospodarczym emiratów. Abu Zabi przypadły tereny bogate w ropę naftową oraz gaz ziemny i 60% ich PKB opiera się właśnie na przemyśle wydobywczym. W Dubaju natomiast, wobec ograniczonych złóż ropy naftowej, skupiono się na rozwoju usług finansowych i turystyki, co pozwoliło oprzeć większość gospodarki na usługach, a nie przemyśle. Emirat Ras Al-Chajma w ogóle nie ma złóż ropy naftowej na swoim terytorium, przez co zdecydowano się na rozwój produkcji cementu i ceramiki. We wszystkich emiratach obserwujemy tendencję dywersyfikowania struktury PKB, aby uniknąć uzależnienia od jednej gałęzi gospodarki.
Kto tak naprawdę mieszka w Emiratach
Emiraty kojarzą nam się z przepychem, bogaczami w białych diszdaszach, wysokimi budynkami na pustyni i driftowaniem luksusowymi autami po pystyni, czyż nie? I to wszystko prawda, ale trzeba pamiętać, że taki styl życia jest przywilejem bardzo wąskiej grupy ludzi. ZEA niechętnie publikuje dane na temat struktury społecznej. W konsekwencji, brakuje rzetelnych informacji na temat odsetka migrantów, ich krajów pochodzenia czy sytuacji zawodowej. W zależności od źródła szacuje się, że Emiratczycy stanowią jedynie od 15 do 25% ludności. Pozostałą część populacji możemy umownie podzielić na trzy grupy ludności napływowej. Największą z nich stanowią migranci z południowej części Azji – Indii, Pakistanu i Bangladeszu (ok. 40% całej populacji Emiratów). Wielu z nich to pracownicy fizyczni, zatrudnieni przy projektach budowlanych. Z ich aktywnością zawodową często związane są nadużycia. Organizacja Amnesty International wielokrotnie informowała o przypadkach pozbawiania paszportów przybyłych migrantów, zmuszania do niewolniczej pracy czy nieprzestrzegania praw pracowniczych. Stopniowo, rząd wprowadza regulacje (np. dotyczące czasu pracy), które mają tę sytuację poprawić, droga jest jednak jeszcze bardzo długa.
Kolejna grupa ludności napływowej to Arabowie z innych krajów arabskich, głównie z Egiptu (ponad 700 tysięcy), Jemenu, Omanu oraz Palestyny. Ich pozycja jest trochę bardziej uprzywilejowana, ze względu na bliskość kulturową, językową oraz charakter migracji.
Ostatnia grupa to migranci z krajów wysoko rozwiniętych – USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i krajów Europy Zachodniej. Ich aktywność zawodowa związana jest przede wszystkim z przemysłem wydobywczym i sektorem finansowym. ZEA od początku istnienia rozwijają strefy wolnego handlu. Łatwość w prowadzeniu aktywności gospodarczej przyciąga kapitał zagraniczny, a tym samym – pracowników z całego świata.
Wielu Emiratczyków znajduje zatrudnienie w urzędach, agencjach rządowych czy spółkach skarbu państwa. Dodatkowo, w niektórych branżach dochodzi do emiratyzacji, czyli odgórnego określania przez rząd minimalnych kwot zatrudnienia rodzimych pracowników. Tak dzieje się zarówno w sektorze publicznym jak i prywatnym. Jednym z celów gospodarczych, jest właśnie zwiększenie zatrudnienia wśród rodzimych mieszkańców, którzy są mniej aktywni zawodowo niż imigranci ekonomiczni.
Myśląc o społeczeństwie ZEA warto pamiętać o opisanej wyżej strukturze migracji. W Dubaju czy Abu Zabi, gdzie ich odsetek jest szczególnie wysoki, znacząco wpłyną na kształt i charakter miast. W Dubaju, nieopodal centrum i luksusowej dzielnicy biznesowej, nad którą góruje Burdż Chalifa, znajduje się też dzielnica o niskiej zabudowie, pełna kolorowych, pachnących (i tanich) hinduskich knajpek.
Język
W Emiratach dominuje dialekt zatoki (arab. chalidżi – خليجي). Jak na dialekt przystało, różni się on od klasycznego języka arabskiego. Oprócz gramatycznych uproszczeń, charakterystycznych dla dialektów, w chalidżi występują istotne różnice fonetyczne. Litera „ك” wymawiana jest w niektórych przypadkach jako „cz”. Zależy to od pozycji litery w słowie oraz lokalnych uwarunkowań dialektalnych. Natomiast litera „ق” bywa wymiana jako „g”. Przykładowo, słowo „الوقت” będzie brzmieć „al-wagt”. Jest też dobra wiadomość dla miłośników klasycznego języka arabskiego. Zazwyczaj Emiratczycy dobrze znają Koran, więc z dużym prawdopodobieństwem będą w stanie porozumieć się w fusḥa.
Atrakcje turystyczne
Od kilkunastu lat ZEA aktywnie inwestują w rozwój turystyki. W 2018 roku sam Dubaj odwiedziło prawie 16 mln turystów, plasując miasto na 4. miejscu w światowym zestawieniu najchętniej odwiedzanych miejsc. Co ciekawe, Dubaj zajął pierwsze miejsce pod kątem pieniędzy zostawianych przez turystów.[2] Ten wynik nie dziwi, jeśli przyjrzymy się cenom atrakcji turystycznych w Dubaju. Emiraty proponują turystom wiele rozrywek, ale żeby z nich skorzystać, trzeba zabrać ze sobą też gruby portfel. Dwie godziny korzystania ze stoku narciarskiego w sławnym Mall of the Emirates to koszt ok. 230 PLN. Za wjazd na taras widokowy w jednym z najwyższych budynków świata – Burdż Chalifa zapłacimy 110 PLN. Na szczęście, Emiraty to nie tylko wieżowce i centra handlowe. Za kąpiel w Zatoce Perskiej czy zapierający dech w piersiach zachód słońca na pustyni nie musimy dodatkowo płacić
Dobrym pretekstem do odwiedzenia ZEA jest Expo 2020, które przez pandemię zostało przełożone na rok 2021. Wystawa odbędzie się w Dubaju i pokryje się z obchodami 50-lecia powstania kraju.
[1] Dane w tekście pochodzą ze strony Federal Competitiveness and Statistics Authority, czyli głównego urzędu statystycznego w Emiratach. Większości raportów statystycznych dostępna jest jedynie w arabskiej wersji językowej.
[2] Źródło: Global Destination Cities Index 2019: https://newsroom.mastercard.com/wp-content/uploads/2019/09/GDCI-Global-Report-FINAL-1.pdf